Ukraina sprawia wrażenie dużej polskiej wsi. Małe ceglane domki, stogi siana i pałętające się po podwórkach kury. Natomiast sam Lwów wyjątkowo małego miasteczka -z tą tylko różnicą, że takie miasteczka z reguły mają tylko jeden dworzec. Lwów ma dwa i akurat jesteśmy na zupełnie innym dworcu niż Radek.
Za to przekonałam się, że zajzajer na komary (BROS) po rozlaniu się rozpuszcza...Jestem stratna o niezbędnik i mam nadtopiony długopis. Mam nadzieję, że to wystarczy na uralskie komary.
...
Z czasem Lwów okazał się jednak miejscem magicznym. Pełnym uroczych kamiennic, małym rynkiem, na którym stoi saturator (tak dokładnie taki jak za czasów PRL). Jest tu też pełno pomników ważnych dla Ukrainy ludzi, w tym też Bandery. I ten właśnie trop doprowadził nas do ukrytej knajpki banderowców ("Kryjivka"). Po wejściu w bramę natrafiamy na brodatego partyzanta z karabinem, który każe nam się przedstawić (Rosjanie, mają zakaz wstępu -stąd pytania o narodowość) oraz podać hasło: "Sława Ukrainie" . Po pozytywnym przejściu selekcji zostaliśmy poczęstowani becherowką z wojskowego bukłaka i wpuszczeni do środka. Tam panował prosty partyzancki wystrój zewsząd ociekało propagandą oraz serwowano świetne jedzenie w przystępnych cenach.
...
Niestety nadal trapią nas problemy komunikacyjne tzn. brak biletów (plackart) do Moskwy. Po odstaniu miliona godzin w kolejce, bójce kobit pod kasą, wymuszeniu, na trzech miłych Ukraińcach, pomocy w taranowaniu innych kolejkowiczów mamy bilety do Kijowa.
Chcę w tym miejscu jeszcze raz podziękować tym miłym ludziom za to, że jeden z nich dopchał mnie do kasy, drugi szturchał tego dziadka, a trzeci opieprzył Panią w okienku. Gdyby nie ich życzliwość stałabym w tej kolejce do dzisiaj. Dziękuję!