Szczerze powiedziawszy zdarzało mi się bywać w Krakowie, ale jakoś nigdy nie miałam pamięci do tego miasta. Nigdy nie skupiło mojej uwagi. Jest rzeczywiście ładne i pełno w nim ciekawych zabytków jednak nie mam serca do tego miasta. Tak samo i dzisiaj, kiedy wybraliśmy się ze znajomymi na rynek starego miasta i pod Wawel zostałam głównie przytłoczona długimi kolejkami, jak za czasów komunizmu. Gdzie człowiek się nie odwróci tam stoją w kolejce. Jak nie do Prezydenta to do groty Smoka Wawelskiego. Nie wspomniawszy już o kolejce do wieży w Kościele Mariackim. Ta była wyjątkowych rozmiarów. Myślę, że miało tu duże znaczenie, że:
a) wejście było za darmo
b) normalnie jest tam zamknięte.
Na szczęście Uki i Sunny zaopatrzyli się w przewodnik po Krakowie za 20 zł! (do którego podejrzewam, że nie zajrzeli, a już zupełnie nie podejrzewam o to Ukiego) oraz serię map z Informacji Turystycznej (do których wszyscy chętnie zaglądaliśmy). Tak więc udaliśmy się śladami ciekawych kawiarni. A następnie udaliśmy się na Krakowski Kazimierz.
Jest to ciekawe miejsce ze względu na artystyczno -folklorystyczny klimat, który w nim panuje. Pełno tu maleńkich kawiarenek wystylizowanych na międzywojenne. Niestety ku mojemu rozczarowaniu zupełnie brakuje polskiego jedzenia. Spędziliśmy dobrą godzinę przeszukując różnego rodzaju kazimierzowskie zakamarki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia co: nie jest pastą, pizzą lub spaghetti. Dodatkowym kryterium była cena. Bo owszem można było znaleźć (może 2-3) żydowskie restauracje ale ceny były tam niedostępne (przynajmniej dla nas). Koniec końców udało nam się odkryć knajpę szantową z dobrym barszczykiem z uszkami i naleśnikami ze szpinakiem.
Kolejnym punktem zwiedzania była synagoga z cmentarzem. Niestety odbywały się tam jakieś modlitwy. Tak więc żeńska część grupy doszła do wniosku, że pchanie się tam z aparatem nie będzie w dobrym stylu... Dla pocieszenia poszliśmy na nowy cmentarz żydowski. I powiem szczerze, że warto było. Cisza, spokój, poczucie zatrzymania czasu. To było mi bardzo potrzebne po tym całym harmidrze miasta pełnego turystów. Wg Sunny a może Marietty Żydzi nie dbają o swoje pomniki. Nikt ich nie odnawia (tak jak my to robimy). Zniszczone przez czas nagrobki wmurowuje się w ściany murów np. dookoła cmentarza. W ten sposób mimo, że nikt nie pamięta już imienia danej osoby to pamięć o niej wciąż trwa.
Na koniec postanowiliśmy usiąść w żydowskiej knajpce. Tutaj po chwilowych problemach. Nie było niczego, co wybraliśmy sobie w karcie, a następnie Ukiemu zostało kategorycznie odmówione mleko do kawy. Wypoczęliśmy trochę.... przed wieczorem.