Sunny bardzo chciała zobaczyć KL Auschwitz -Birkenau. Pomimo, że nie przepadam za takimi miejscami (jestem typem, do którego bardziej przemawiają książki niż pomniki tego typu) zgodziłam się.
Szczerze powiem, że mam mieszane uczucia. Tak jak myślałam miejsce to "rozczarowało" mnie a przynajmniej moje wyobrażenie o nim. Moje wewnętrzne wyobrażenie zaczerpnięte z książek czy wierszy zostało skonfrontowane z wycieczkami robiącymi sobie zdjęcia na tle napisu: ARBEIT MACHT FREI czy drutów kolczastych już nie pod prądem. Chyba największą próbą dla mnie było wejście do sali z włosami i wiersz Warkoczyk Różewicza brzmiący w głowie:
Kiedy już wszystkie kobiety
z transportu ogolono
czterech robotników miotłami
zrobionymi z lipy zamiatało
i gromadziło włosy
Pod czystymi szybami
leżą sztywne włosy uduszonych
w komorach gazowych
w tych włosach są szpilki
i kościane grzebienie
Nie prześwietla ich światło
nie rozdziela wiatr
nie dotyka ich dłoń
ani deszcz ani usta
W wielkich skrzyniach
kłębią się suche włosy
uduszonych
i szary warkoczyk
mysi ogonek ze wstążeczką
za który pociągają w szkole
niegrzeczni chłopcy
Niestety i tym razem moje emocje uciekły gdzieś między palcami. Jedyne co pozostało to narastająca furia, że nic nas to wszystko nie nauczyło.
Chiny, Korea Północna -te same obozy, te same tortury, ta sama śmierć i ta sama obojętność na to co się tam dzieje... Od czasu do czasu ktoś napisze artykuł, ktoś zrobi wystawę!?!, może jakiś odczyt. A my dalej nic się nie nauczyliśmy...