Ostatnio bywam lekko zganiana. W efekcie pomimo robienia tysięcy istotnych i ważnych rzeczy nie robię właściwie nic wartego zapamiętania. Dodatkowo w związku z rowerowym wyjazdem porzuciłam góry i inne miłości na rzecz ćwiczeń i treningów. Jak na razie zaowocowało to popsuciem roweru i tęsknotą za górami. Stąd postanowiłam zrobić przerwę na głębszy wdech i spędzić czas wolny inaczej niż zawsze.
Od jakiegoś czasu kolega namawiał mnie abym pojechała razem z nim i jego znajomymi na spływ kajakowy. Przez dłuższy czas nie byłam przekonana. Poza tym terminy spływów często kolidowały z moimi wyjazdami. Jednak ponieważ ma to być głęboki oddech od mojej rzeczywistości to odkładam inne plany i spływam :o)
Trasa wiodła pięknymi mazurskimi jeziorami, rzeczkami i kanałami. Płynęliśmy wśród żółtych kaczeńców, białych lilii. Dookoła nas soczyście zielenił się tatarak. Tylko szum wiatru muskającego wodę i krzyki spłoszonych ptaków... Pięknie... Tak sobie myślę, że ciągła pogoń za byciem szybciej, dalej i mocniej zamyka nam oczy na rzeczy, które zamierają w nieskończonym czasie by po chwili zerwać się i zniknąć... heh oczywiście nie udało mi się zrobić zdjęcia, które udokumentowałoby to o czym mówię... ważki były za szybkie, drzewa zbyt niewyraźne, perkozy niejako prześwietlone... czyli jak to zwykle bywa, gdy się dorwę do aparatu... ;o)
Co do samych kajaków to świetna sprawa i fajnie zorganizowany wyjazd :o) Zatrzymaliśmy się w gospodarstwie agroturystycznym w Folwarku Łękuk. Miejsce zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Jasne pokoje, czyste i przyjemne łazienki oraz fajne atrakcje na miejscu tj. ruska bania, batut czy kula do hydro zorbingu (czy jakkolwiek się to nazywa).
Spływaliśmy rzeką Sapiną. Trasa była podzielona na dwa etapy. Pierwszy lżejszy, chociaż w niezbyt sprzyjających warunkach atmosferycznych, zaczynał się nad jeziorem Kruklin przez jeziorko Patelnia i kończył niedaleko wpływu Sapiny do jeziorka Gołdopiwo. Drugi etap znacznie dłuży, ale za to słoneczny, rozpoczynał się w miejscu, gdzie uprzednio zostawiliśmy kajaki. Następnie prowadził przez jezioro Gołdopiwo. Przy śluzie Przerywanka mieliśmy przenoskę. Dalej spływaliśmy rzeką do jeziora Wilkus. Kolejnym jeziorem na naszej trasie było Pozezdrze. Następnie rzeką wpłynęliśmy do jeziora Stręgiel. Dalej zostało nam już tylko wpłynąć na jezioro Święcajty i koniec :o) Chyba tak to wyglądało, aczkolwiek trasa mogła przebiegać inaczej, a ja z wrażenia wszystko poplątałam :o)
W galerii kilka zdjęć, które nie oddają zupełnie piękna tamtejszej przyrody ale … starałam się :o)