Po wypadku musieliśmy trochę zweryfikować nasze plany. Ponieważ dalej nie byłam wstanie podróżować na rowerze a transportowanie go do Polski. było kłopotliwe i drogie podjęliśmy decyzje o pozostawieniu go w Szwecji. Zostawiłam go zaparkowanego na rowerowym parkingu wraz z odpowiednią kartką zachęcająco potencjalnego nowego właściciela do przygarnięcia go.
Dalej, przynajmniej do momentu mojego odlotu do Polski, zaczęliśmy podróżować koleją i autobusami. Dzięki informacjom od bardzo uprzejmej pracownicy kolei zakupiliśmy specjalną kartę rabatową. Pozwalała kupować wszystkie bilety komunikacyjne w danym regionie o 20% taniej.
W Onsali, pomimo kiepskiej pogody, udaliśmy się nad morze, aby podziwiać tamtejsze skaliste klify. Warto zauważyć, że dzięki przepływającemu tam prądowi Goldstrom woda jest dużo cieplejsza niż na naszym wybrzeżu. Chłopcy postanowili z tego skorzystać jak i z trampolin, które były zamontowane na klifach.
Głównym celem naszej podróży był Lieseber, czyli największy lunapark w Skandynawii. Znajduje się, w Goteborgu, czyli drugim co do wielkości mieście Szwecji. Miasto to w przeciwieństwie do dotychczas mijanych tętni życie. Pełno tu turystów i przede wszystkim młodych ludzi. Stare zabytkowe budynki ładnie łączą się z nowoczesnymi plombami. Pełno też tu ciekawych pomników oraz zacisznych parków z fontannami, przy których można wypocząć
Lunapark spełnił nasze oczekiwania. Chociaż musiałam odpuścić sobie co poniektóre atrakcje, chłopcy zaliczyli wszystkie wielkie rollercostery z Atmosphere na czele. Ja niestety musiałam zadowolić się dużo mniejszymi i łagodniejszymi. Na szczęście park przewidziany jest dla ludzi w różnym wieku stąd mogłam bawić się w przerażającym domu strachów, przezabawnym pałacu luster oraz na wielkim diabelskim młynie. Uczestniczyliśmy także w ekscytującym pokazie magika. W ramach ćwiczenia szczęścia postanowiliśmy zagrać we wszystkie możliwe ruletki i koła fortuny. Niestety bez rezultatów stąd ogromne czekolady i wielkie torby chipsów mogliśmy podziwiać tylko u innych ;o(
W nocy wróciliśmy do Onsali zachwyceni zarówno Lisebergiem jak i portowym miastem Goteborg. Niestety dwa dni później musiałam już wylatywać do Warszawy. Chłopcy natomiast udali się w drogę powrotną do Karlskrone. Mieli mało czasu, gdyż trochę zamarudzili nie chcąc zostawiać mnie samej w obcym mieście. Stąd musieli zwiększyć przejeżdżany dzienny dystans z 80 do 100 km. Zmienili też trasę. Odjechali z wybrzeża bardziej w stronę jezior.
Niestety pogoda popsuła się i zaczęło mocno padać jednak widoki rekompensowały im złą pogodę. W załączeniu pojawią się oczywiście zdjęcia... mam nadzieję, że już niedługo ;o)