Ponownie zawitaliśmy w Prypeciu tym razem na niecałe 7 godzin. Początkowo wydawało mi się, że to wystarczająco dużo czasu później jednak zdarzało nam się biegać aby zdążyć zobaczyć wszystko co sobie zaplanowaliśmy. Tym razem nauczeni poprzednim doświadczeniem zaplanowaliśmy naszą trasę wzdłuż głównych ulic. Oczywiście nie zagwarantowało nam to pełnego sukcesu. Przeszukiwaliśmy budynki, których nie chcieliśmy oraz błądziliśmy zarośniętymi uliczkami. Mimo że niektórych miejsc nie było w naszych planach było warto. Nawet te, które nie do końca mnie pociągały sprawiały, że moja wyobraźnia uciekała z mojej głowę i biegała luzem po opuszczonych pokojach.
Niektórzy zwiedzali Prypeć z ulubioną/ wybraną specjalnie na wyjazd muzyką na uszach. Nie potrzebowałam takich dodatkowych bodźców. Kiedy stoisz przed drzwiami, które z trudem się otwierają i nie wiesz co zobaczysz za nimi narasta w Tobie dziwny niepokój. Dodatkowo wiesz, że w danym budynku jesteś tylko Ty i jak coś się stanie (zapadnie podłoga, potnie cię tłuczone szkoło z okien itp.) zostaniesz jedynie w towarzystwie uderzeń Twojego serca. (no dobra może nie wszystkich to podnieca ale ja jestem cykor)
Nasza trasa wyglądała następująco. W pierwszej kolejności zwiedziliśmy budynek, który do tej pory nie wiem czym był tzn. miał być kinem, ale kino odnaleźliśmy jakiś kawałek dalej. Następnie poszliśmy do szkoły muzycznej (tutaj po raz pierwszy zetknęłam się ze zjawiskiem jest wykładzina, nie ma podłogi pod spodem). Kolejnym przystankiem była kawiarnia Prypeć, która posiadała taras z widokiem na rzekę. Stąd mogliśmy obserwować dźwigi portowe i barki (niestety na port nie starczyło nam już czasu).
Kolejne miejsce było dla mnie niezwykle ważne -szpital. Dużo czytałam relacji i oglądałam wiele zdjęć z tego miejsca, ale to co zobaczyłam ścięło mnie z nóg. Może to dlatego, że medycyna ratunkowa jest mi bliska, ale nie umiałam stamtąd wyjść. Przeszukiwałam salę po sali, piętro po piętrze. Wchodziłam na opuszczone sale porodową czy operacyjną. Czytałam dokumentację medyczną, którą znajdowałam walająca się po podłodze lub pozostawioną w gabinecie ordynatora. Może to zabrzmi głupio ale poczułam się tam jak w domu. Do wszystkich budynków wchodziłam z pewną dozą nieśmiałości a tam wszystko miało sens. Niczego nie musiałam szukać, sale były tam gdzie powinny i ich przeznaczenie też było w miarę oczywiste, chociaż zdarzyły mi się wpadki typu pomylenie windy towarowej z drzwiami od sali operacyjnej :o) To miejsce na zawsze pozostanie w mojej głowie.
Ze szpitala pobiegliśmy w kierunku zakładów Jupitera. Po drodze obejrzeliśmy bloki mieszkalne, (każdy inny aby zwiększyć szansę odnalezienia legendarnych mieszkań nie splądrowanych przez złomiarzy tzw. stalkerów ) oraz salon fryzjerski. Dalej byliśmy na komisariacie. Warto tu zajrzeć ze względu na niezwykłe wrażenie jakie robi mroczny korytarz prowadzący na spacernik ozdobiony pouchylanymi drzwiami do cel. Z tyłu posterunku znajduje się parking, na którym stoi sprzęt biorący udział w likwidacji awarii. Następnie zajrzeliśmy do straży pożarnej i dalej jak po nitce udaliśmy się do chwytaka. Po zrobieniu odczytu z dozymetru szybko oddaliliśmy się stamtąd. Przez chwilę buszowaliśmy po zakładach Jupiter aby następnie udać się do schronu przeciwatomowego, który znajduje się na ich terenie. Był on zalany wodą dlatego nie wchodziliśmy do niego. Następnie udaliśmy się do Fukuyamy. 16 pięter bez windy z poczuciem kończącego się czasu -hmm to było wyzwanie ;o) Pierwsze 8 pięter biegłam drugie 4 walczyłam z zadyszką, kolejne 4 odpuściłam i weszłam już spokojnym krokiem -człowiek się starzeje :o) Ale dla tego widoku warto było się zasapać! Panorama Prypecia zrobiła na mnie duże wrażenie. Poza tym z jednego z balkonów mogłam podziwiać Oko Moskwy (niestety nie dostaliśmy pozwolenia na podjazd w jego okolicę)
Potem już naprędce zwiedziliśmy pocztę, supersam i dom partii.
Dużo za mało czasu, ale mimo wszystko wracałam bardzo szczęśliwa. Poza tym miałam okazje odnaleźć kilka ciekawych graffiti.
POMIARY:
fortepian w szkole muzyczne -0,2 mR/h
fotele w kinie -0,1 mR/h
łóżka szpitalne -0,1 mR/h
samochody za posterunkiem policji -od 0,3 do 0,5 mR/h
chwytak przy powierzchni -20 mR/h
chwytak w środku -150 mR/h (nie robiłam tego pomiaru, gdyż miałam za krótką lancę od dozymetru a nie chciałam tam wsadzać ręki)
papa z dachu budynku -300 mSv/h (to również nie mój pomiar)