Pierwsze emocje po moim wyjeździe zdążyły już opaść i teraz nadszedł czas na refleksje. Wyjazd uważam za niesamowity i wyjątkowy. Marzyłam o nim dość długo i spełnił moje oczekiwania. Te wszystkie niezwykłe miejsca, które dane mi było zobaczyć z pewnością na długo pozostaną w mojej pamięci. Jednak to były tylko miejsca. Ich urok i tajemnicza niedostępność tak bardzo mnie pochłonęły, że zapomniałam zupełnie o ludziach, których tam spotkałam. To było nierozsądne z mojej strony i aby ustrzec kogoś, kto pojedzie tam po mnie przytoczę trochę danych i moich rozmyślań.
Jak już wcześniej pisałam podczas mojej wyprawy spotykałam wiele zdrowych osób, które zamieszkiwały skażona strefę i okolice oraz opisywałam ich beztroskie podejście do katastrofy (a właściwie wyparcie jej z pamięci). Byłam tym bardzo zdziwiona ale wzięłam to za dobrą monetę. Bo niby czemu wracać do złego lepiej wyciągnąć wnioski i iść do przodu. Jedna z zasad ratownictwa „w ranach się nie grzebie” Ale teraz myślę sobie, że to zbyt płytkie podejście do tematu i opiszę coś co wcześniej przemilczałam. Czyli coś co romantycznie nazwę „przebłyski tamtych dni.”
Oczywiście teraz promieniowanie jest już dużo niższe jednak podczas wybuchu i jeszcze na długo po nim dawki, które przyjmowali ludzie zajmujący się likwidacją szkód były bardzo duże. Dodatkowo nie można zapominać, że również dawni mieszkańcy tych okolic na siłę ewakuowani ze swoich domów wracali na „stare śmieci” i pozostawali tam przy cichej zgodzie wojska lub co zdarzało się częściej wynosili swój dobytek do nowych mieszkań - narażając się na kontakt z promieniotwórczym cezem (Jak dobrze przyjrzeć się blokom w Sławutyczu to szybko odkryjemy szyby z autobusów powstawiane zamiast okien) Na te tereny starą radziecką metodą byli też ściągani ludzie z Kaukazu aby wykonywali co cięższe i bardziej niebezpieczne prace.
Warto też wiedzieć, że nie wszyscy byli tak szybko ewakuowani jak mieszkańcy Prypecia. Ludzie zamieszkujący okoliczne wsie byli ewakuowani z pewnym opóźnieniem sięgającym nawet 2 tygodni. Nowe osiedla dla wysiedleńców powstawały w dużym pośpiechu i były często oddawane bez bieżącej wody czy ogrzewania. Dodatkowo ludzie Ci byli niedożywieni (lub nie mieli dostępu do żywności nieskażonej). Nie mieli zapewnionego też dostępu do lekarzy. W efekcie wielu z nich zmarło lub ich stan znacząco się pogorszył.
Ważnym jest też fakt, że nie byli rozpraszani pojedynczo po terenie Związku ale skupiani w „koloniach” np. dzielnica Trojeszyn (Kijów). Ludzie Ci byli izolowani przez lokalną ludność. Z racji braku wiedzy na temat promieniowania ( i panującej teorii, iż TYM można się zarazić jak grypą żołądkową) często bywali szykanowani i ciężko było im znaleźć pracę – przez co zapewnić byt swoim rodzinom.
Dodatkowo po rozpadzie ZSRR (kiedy to „spadek” czarnobylski zaczął ciążyć dwóm nowo powstałym państwom - Ukrainie i Białorusi) utracili większość swoich przywilejów takich jak renty, dłuższe urlopy czy wcześniejsza emerytura. Ze względu na charakter ustroju ZSRR a teraz Białorusi oraz „komercyjne” interesy Ukrainy tak naprawdę brak jest szczegółowych danych o ludziach, którzy przeżyli katastrofę. Nie prowadzi się rejestrów ilu z nich zmarło w następstwie skażenia. Jakieś światło na to zagadnienie mogą dać rożne prace i badania publikowane w Niemczech, które mocno zaangażowały się w pomaganie ofiarom Czarnobyla (np.akcja Kider von Tschernobyl -http://www.kinder-v-tschernobyl.de/) -bardzo fajnie jest to opisane w książce „Czarnobyl Baby. Reportaże z pogranicza Ukrainy i z Białorusi” Merle Hilbk
Jednak i te źródła należy czytać z dużą rozwagą, gdyż niektóre są pisane przez czołowych działaczy ruchu antyatomowego. W związku z tym skażeniu przypisywane są choroby związane z niedożywieniem czy zarażeniem się pasożytami (to moje zdanie).
Wydaje mi się, że warto zastanowić się nad tym przed wyjazdem i poszukać śladów tych ludzi. Bo oni tam są i przemykają się w pełnych towarów sklepach, na czystych uporządkowanych placach, czy dziecięcych huśtawkach. Należy jednak pamiętać, że nie wszystkie zadawane przez nas pytania będą przyjęte z otwartymi ramionami. O trudnych tematach trudno jest rozmawiać. Ale bez tego ta podróż nie ma sensu. To jest drugi Czarnobyl - ciekawszy niż ten, który opisałam na moim blogu, ale każdy musi go odkryć sam, bo nie da się go pokazać na zdjęciach...