Niestety mój czas w Gorkhe zleciał b.szybko, nie wspomniawszy o moim wolontariacie. Ma to oczywiście dobre jak i złe strony, ale takie są koleje życia. Także nadszedł czas pożegnać się nie tylko z niezwykle piękną, przyjazną i ciekawą wsią nepalska ale i z Bharatpur, szpitalem i za chwilę Katmandu.
Powrót z Gorkhe stanowił esencje podróżowania w stylu nepalskim. Jednym słowem oprócz nieziemskich emocji przyniósł, ból w krzyżu i siniaki. Oczywiście drogę powrotna rozpoczęliśmy od schodów w dół, następnie z braku miejsc w autobusie Krishna załatwił mini vana, aby dowiózł nas do miasta Gorkhe. Zaglądamy do środka siedzeń brak. Po wstępnej chwili radości i śmiechu miny nam rzędną, bo oprócz mnie i Beth w środku jedzie 8 osób, 4 na dachu razem z bagażami i 3+1 w kabinie kierowcy. Po 40 min. dusznej, pełnej pyłu i wybojów drodze mam już wszystkiego dość. Patrzę na Beth jest blada jak ściana, spocona i ma ten sam dziki szał w oczach co ja. Na szczęście samochód nie daje rady podjechać pod górę, więc musimy wysiąść i iść obok niego. Trochę ruchu, świeże powietrze i mdłości odrobinę przechodzą. Zresztą współtowarzysze niedoli próbują ratować nas jak mogą, a to nas zagadując, a to podtykając kwaśne mandarynki.
W mieście przesiadamy się w minibusa. 30 osób w środku. Po 1,5 h dziewczynka siedząca siedzenie przede mną zaczyna wymiotować i tak przez kolejną godzinę. Kritika śpi mi na kolanach, niby nie jest ciężka, ale ale po 2h myślę tylko gdzie by ja przerzucić. Miejsca brak, więc jedziemy dalej. Kilka lokalnych autobusów dalej z głośno puszczoną muzyką i odpadającymi częściami przesiadamy się na ryksze. Luksus. Niby rower z daszkiem ale czujemy się jak królowe.
W niedziele kolejne 5h tym razem autobusem do Katmandu. Tym razem mam miejsce w kabinie kierowcy. Wbrew początkowym obawom to chyba jedno z wygodniejszych miejsc w autobusie a przynajmniej resory działają... choć trochę. Kabina jest mocno zapylona, czasami ciężko oddychać ale na szczęście poprzedniego dnia kupiłyśmy z Beth maski na twarz także pył drogi mi niestraszny. Gorzej na miejscu. Wzięłam walizkę z kółkami bo tak łatwiej i wygodniej jak nie musisz się dużo przemieszczać. Owszem wygodniej przy założeniu, ze jest asfalt, chodnik, cokolwiek. Tutaj są dziury. Nie chciałam wziąć taksówki bo hotel mam 10 min drogi od dworca. Znając tutejszych taksiarzy rzuciliby cenę z kosmosu i trzeba by było się z nimi kupę czasu targować (może odpuścić kilka taksówek) zanim któryś kierowca zaakceptuje odpowiednią cenę. Znam przypadek, że jeden z turystów zapłacił za taksówkę 700 rupi gdy powinien 100. Na szczęście walizkę dociągnęłam i padłam na pysk. 2 dni podroży w Nepalu - to wykańcza ;o)