Wyprawa do sklepu może nie jest czymś nadzwyczajnym, ale zważywszy na to, że dopiero od niedawna (od Olimpiady) Chińczycy zaczęli używać w oznaczeniach ulic liter łacińskich, trafienie gdziekolwiek to duże wyzwanie. Oczywiście sklep to nie jest nazwa ulicy, więc opisany jest "krzaczkami". Jednak po odpytaniu miejscowych i bacznej obserwacji różnych budynków udało nam się dotrzeć do supermarketu. W sumie byłam w paru sklepach i niby nic nadzwyczajnego w takim markecie nie ma, a jednak... Chińczycy mają moim skromnym zdaniem dwa bziki, a mianowicie kolory i jedzenie. Dotarło to dopiero do mnie w sklepie, gdzie uderzyły mnie tysiące kolorów opakowań (moim zdaniem zupełnie nieodpowiednich dla żywności) oraz przeróżne rzeczy do zjedzenia (niektóre jeszcze żywe). Ale sami zobaczcie na zdjęciach...
ps. z dziwacznych rzeczy, które udało mi się zakupić w tym supermarkecie to opakowanie majtek jednorazowych. Są to fizelinowe gacie w kwiatki, które w kroku mają bawełnianą wkładkę (coby majciochy oddychały, chociaż może to nie majciochy mają oddychać). Mają też taką a'la fizelinową koroneczkę do ozdoby na rantach.