I dotarliśmy do portu w którym miała nastąpić wymiana załóg.
Nie przypominam sobie by wcześniej Kreta zrobiła na mnie tak kiepskie wrażenie. Owszem jest bardziej "ucywilizowaną" wyspą niż wszystkie, które dotychczas zwiedzałam ale pamiętam, że jakiś czas temu świetnie się tu bawiłam. Natomiast teraz stanęłam przed blokowiskami i nie do końca znalazły zrozumienie w moim sercu. Wieczorem postanowiłam dać tej wyspie jeszcze jedną szansę. Okazja była podwójna ponieważ a) była to noc pożegnania z morzem b) były to urodziny Bachy. Tak więc szansa za szansą wylądowałam na ławce w centrum miasteczka, którego nazwy nie pamiętam obok Bena. Ateńczyka grającego smutne piosenki. Nocny szum miasta podświetlone fontanny jego gitara pożyczona Markowi i moje solo...