Książki pochowałam głęboko. Już wiem, że do nich nie zajrzę do końca wyjazdu.
Pierwszy dzień ma morzu i niespodzianka moja choroba morska postanowiła się chwilowo nie ujawniać. Jest to głównie spowodowane tym, że dzieje się dużo rzeczy, które pochłaniają moją uwagę. Nowe komendy, sposoby na zwijanie lin, nazwy żagli i lin do nich. A przede wszystkim przyspieszony kurs stania za sterem (który wychodził mi z różnym skutkiem).
A dookoła mnie przepiękne morze, pełne błękitów, granatów i zieleni. Z delikatnymi falami i słoną bryzą. I cisza, która wypełnia mnie po brzegi.
Twoje zdrowie Posejdonie!