czyli wyspa w kształcie motyla. z przepięknymi ruinami twierdzy górującymi nad miastem.
Warto pokonać tysiące schodów, schodów i kolejnych schodów, które prowadza na tę twierdzę. Nie po to by zjeść przepyszne figi, które rosną na górze, ani po to aby popodziwiać stare mury i pomieszczenia z pozapadanymi podłogami ale żeby spojrzeć za horyzont. Na morze dziś wyjątkowo spokojne i błękitne. Na przestrzeń która z każdym oddechem wdziera się do serca i na zawsze pozostawia tęsknotę za wolnością.
Właśnie wtedy umierają w nas wszystkie troski pomniejszone do ziarenek piasku rozsypanych na wietrze.
Kilkanaście godzin później morze pokaże swoją niezbyt przyjazną naturę ale na razie stoję oparta o rozgrzaną cegłę, w powietrzu unosi się zapach upału i starego figowca a ja zbieram swoje życie w garść i jestem szczęśliwa...