życie tutaj płynie zupełnie inaczej niż u mnie w warszawie. bez pospiechu, stresu. najważniejsza jest rodzina. a nie praca, własne ambicje czy pasje.
po pracy mój gospodarz wjeżdża motocyklem do domu, przebiera się i ok 20 zasiada do dal bhatu. je w towarzystwie swojej rodziny. na środku stołu siedzi 2 letni syn i gra na bębenku podśpiewując. po skończonym posiłku młodsza córka przynosi tamburyn. cała rodzina (poza mamą, która w tym czasie pilnie pucuje -jak nie garnki, to stół) zabiera się za muzykowanie. jest b. dużo śmiechu.
w nepalu dużo czasu spędza się ze sobą. dorośli grają w gry planszowe, dziewczynki skaczą na skakance lub grają w gumę a chłopcy w szklane kulki lub piłkę. nawet książki czytają wspólnie na głos (odbywa się to np. codziennie u mnie w domu w salonie. przychodzą dzieci sąsiadów i czytają wspólnie książki lub odrabiają lekcje)
tylko ja od czasu do czasu uciekam do pokoju by chwile pobyć sama. tylko chwile bo zaraz, któreś z dzieciaków wpada zapytać o coś, pogadać, poszperać w moich rzeczach z większym lub mniejszym dla nich uszczerbkiem.