Podroz przez Polske i Czechy minela nam blyskawicznie, chociaz troche nudno, gdyz albo autostradami albo drogami ekspresowymi. Natomiast w Slowacji mocno spowolnilismy tempo. Chociaz i tak musielismy odbyc pokute :o(. Na szczescie wszelkie ograniczenia predkosci i zakazy wyprzedzania rekompensowaly nam przepiekne widoki. Serpentyny drog wily sie miedzy zboczami porosnietymi lasami, z ktorych gdzieniegdzie wystawaly ostre szczyty roznoksztaltnych skal. W dole szemrala cicho rzeka. Niekiedy w skalach mozna bylo zobaczyc przesliczna, wykuta w zboczu kapliczke (a ponoc to takie polskie). Bardzo zaluje, ze w czasie jazdy nie moge robic zdjec bo widoki sa zapierajace dech w piersiach. Na wieczor zajechalismy do Wegier. Oboje jestesmy zmeczeni i glodni (jedziemy od 9 h). W miasteczku bez nazwy (zadne z nas w kazdym razie nie umie jej sobie przypomniec) znajdujemy przytulny motel za 28€ pokoj. Na nasze nieszczescie kuchnia nie dziala, a w okolicy wszystko pozamykane na cztery spusty. Widac taki urok malych wegierskich miescinek. Nie jest nam do smiechu. Kiszki graja marsza. Rano kolejna niespodzianka pania biegle mowiaca po niemiecku zastepuje pani mowiaca tylko po wegiersku. Po gimnastyce jezykowej udaje mi sie wyrwac paszport, zdac klucz i zaplacic za pokoj 7500 forintow co w sumie jest mniej niz 28€ wiec jestesmy radzi. Dodatkowo jestesmy juz po sutym sniadaniu, czyli calkiem szczesliwi. Ruszamy wiec dalej...