Podroz przez Wegry to byla udreka. Na poczatku stalismy w kilku kilometrowym korku w pelnym sloncu. Ducha mozna wyzionac w klimatyzowanym samochodzie a co dopiero w ciezkim stroju motocyklowym. Pot po mnie nie plynal tylko i wylacznie dzieki coolerowi, ktory sie okazal dzialac jak nalezy. Mimo ze staralismy sie smigac miedzy samochodami to nie wszyscy kierowcy mieli na tyle wyobrazni aby nas puszczac. Pozniej zjechalismy na autostrade. Tutaj juz pedzilismy pomiedzy polami slonecznikow po jednej i drugiej stronie. I tak prosto, pusto, bez zmian w krajobrazie przez 50, 100, 200 km. Monotonnia trasy byla wykanczajaca. Chorwacja natomiast przywitala nas burza i deszczem. Rozwazalismy rozne opcje, jak ten problem rozwiazac, ale poniewaz nie bylo zbyt duzo punktow gastronomicznych (to nie czesc turystyczna kraju) znow zdecydowalismy sie na autostrade. Wjezdzamy a tam sloneczniki zwracaja do nas zmokle od deszczu glowy... o masz... na szczescie koniec trasy prowadzil przez typowa wies chorwacka. Pojawily sie owce, rowerzysci, male schludne domki. Miejsce tak rozne od turystycznych enklaw na wybrzezu. Kopy siana, miejscami domy zburzone wojna, czesc z nich polatana i ponaprawiana.