Wyjazd z Belgradu nie mogl obejsc sie bez komplikacji. Udalo mi sie zablokowac recepcje naszego hotelu (Slavia) na 40 minut. Gdy poszlam uregulowac naleznosci nie zrozumialam pytania recepcjonisty. Zapytal czy mamy samochod w garazu, a ja jak zwykle rozkojarzona zrozumialam, ze pyta czy wykupilismy miejsce garazowe. I potwierdzilam, ze tak. Po czym patrze na rachunek, a tam naliczona za garaz stawka samochodowa (o 40% wyzsza niz motocyklowa). Wiec zaczynam wyjasniac sprawe, a srodki z karty juz zdjete, wiec sprawa zaczyna byc problematyczna. Pan twierdzi, ze pytal sie czy samochod. Ja zdziwiona bo myslalam, ze pyta czy mamy miejsce parkingowe. Facet za mna w kolejce (ktoremu zaraz odjedzie autobus), ze przeciez stoje w stroju motocyklowym to wiadomo, ze w nim do samochodu raczej nie wejde... ech... i tak spowodowalam cale zamieszanie.
Droga powrotna minela nam w blyskawicznym tepie: Serbia, Wegry, Slowacja, Polska.
W Slowacji przepiekny zachod slonca na tle gor, ale bylo tak pierunsko zimno, ze stwierdzilam, ze mam to w nosie nie zdejmuje rekawiczek i nie robie zdjec. Zreszta moj telefon i tak nie reaguje na zimne palce. Takze te rozowe chmury na tle ciemniejacych gor i w tle zarysy zameczku zostawiam swojemu sercu i pamieci.
Z dobrych wiesci poniewaz czesc trasy pokrywala sie z poczatkiem wyprawy wylapalam nazwe miejscowosci, gdzie mielismy pierwszy nocleg - Szendehely. Na spokojnie zrobie podsumowanie miejsc gdzie spalismy. Nie wszystkie byly trafione szczegolnie cenowo, ale tak to bywa jak czlowiek jedzie w ciemno. Dodatkowo zalezalo nam na miejscu parkingowym dla Niuni (stad bylismy czasami sklonni zaplacic ciut wiecej aby ktos na nia rzucil okiem), choc w Czarnogorze ktos i tak porysowal kufer :o(